Z dedykacją DLA ANI WIELĄDEK :)
- Jutro Dortmund.- Jess była wyraźnie zachwycona.
- Miasto jak każde inne. - dziewczyna siedziała na łóżku bawiąc się swoim I Phonem.
- Przestaniesz marudzić ?- podeszła do niej wyrywając telefon z jej rąk.
- Oddaj mi to.- krzyknęła używając stanowczego tonu.
- Przestaniesz ? - powtórzyła swoje pytanie.
- Tak. Ale oddaj mi to w końcu. - podniosła swoją rękę by złapać jej własność.
- Jakim samochodem jutro jedziesz ? - zapytała patrząc na przyjaciółkę.
- Nie wiem. Zastanawiam się.- Alex wydawała się dość zmieszana zachowaniem swoje koleżanki.
- Nie zastanowiłaś się jeszcze ? Wyścig już jutro.
- Wiem że jesteś moim menago...
- I najlepszą przyjaciółką. - wtrąciła przerywając jej.
- I najlepszą przyjaciółką, ale nie możesz non stop kazać mi myśleć o wyścigach. - jej ton zamienił się w błagalny, taki spokojny i rozczulony zarazem.
- Nie wiem czy wiesz, ale z tego obie się utrzymujemy. Ja ci załatwiam wyścigi a ty się ścigasz. To chyba prosty układ.- powiedziała nie rozumiejąc jej wcześniejszej wypowiedzi.
- Jest prosty, ale chciałabym czegoś więcej niż tylko podróży z jednego miasta do następnego. Cały czas żyjemy tak samo, już od dwóch lat.
- Masz 19 lat i jesteś mistrzynią świata. Czego byś chciała więcej ?- zapytała.
- A może ustatkowania? Może zmiany czegokolwiek ? Nie wiem jak tobie, ale mi się nudzi już takie życie.- jej głos zrobił się jeszcze spokojniejszy, tak jakby zaraz miał się zamienić we łzy.
- Alex, wybacz ale przestaje cię poznawać. Albo jesteś zbyt wrażliwa, albo zbyt oschła. Nie wiem czy to ci się podoba czy po prostu masz zły okres.
- Dobra zapomnij.- powiedziała i opuściła salon.
Mieszkając w autobusie, nie jest łatwo mieć odrobinę prywatności. Poszła w stronę pokoju, który można było określić za sypialnie, ale mieszkanie na metrze kwadratowym wcale nie sprawiało jej przyjemności.Usiadła na swoim łóżku i schowała głowę w poduszkę. Tournee po całym świecie sprawiało jej ogromną przyjemność, ale nie był zachwycona z wizyty w Niemczech.
- Wszystko w porządku ? - głos przyjaciółki wyrwał ja z przemyśleń.
- Nie dasz mi dzisiaj spokoju, prawda ? - była poirytowana ciągłą obecnością Jessici.
- Mieszkamy razem na 15 metrach. Będzie z tym mały problem. - powiedziała śmiejąc się szyderczo.
- Nie chce tu być...- nie było jej dobrze słychać, ale słowa dotarły do jej towarzyszki.
- Wiem.
- A jeśli on tam będzie ? - zapytała.
- Myślisz ?- spojrzała zaskoczona. - To oto chodzi. Boisz się spotkać z ojcem.
- To też. Nienawidzę Niemiec...- powiedziała trochę zdenerwowana.
- Alex przecież to nie wina tego kraju, że twój ojciec jest takim palantem. - Jessica weszła do niej na łóżko i usiadła obok niej. - Może spotka cię tu coś niesamowitego.
- Jeśli masz na myśli coś w stylu, że będę musiała tu być dłużej z powodu wypadku na torze, to nie chce takich niesamowitości.
- Przecież idiotko, nie miałam na myśli żadnego wypadku.
- Skąd mam wiedzieć, czasami mówisz tak jakbyś o niczym innym nie marzyła.- powiedziała odpychając się na pewną odległość.
- Żartujesz sobie ze mnie prawda ?- przybliżyła się do niej po raz kolejny.
- Nie zbliżaj się tak bo łóżka zabraknie.
- Mam cię już dość.- powiedziała spychając ją na podłogę.
*****
- Panie i panowie. Przed nami kolejny już wyścig z serii Global Tour. Na czele cały czas niezmiennie jedyna zawodniczka w całej klasyfikacji. Panie i panowie, amerykanka Aleksandra "Alex" Johnson w Chevrolecie Camaro z 2016 roku. Tak kochani, to ten żółty, niesamowicie szybki samochód. Na drugim miejscu ze sporą stratą do naszej liderki, Niemiec Joseph Neumann. Reszta stawki ma sporą stratę to obojga prowadzących. Między amerykanką a niemcem też spora różnica punktów. Ale dzisiaj może się wszystko zmienić.- głos spikera było słychać wszędzie.
- Gadanie. I tak jesteś najlepsza.- Jessica spojrzała na przyjaciółkę.
- Szkoda że sama tak o sobie nie myślę.- podeszła do swojego auta i znikła za jego drzwiami.
- NO TO ZACZYNAMY ! Trasa mierzy łącznie 30 km, wiem że mało ale jest masa pułapek. Meta znajduje się na Signal Iduna Park, pobliskim stadionie piłkarskim.- jego głos z każdym słowem załamywał się coraz bardziej z podekscytowania.
Usiadła w samochodzie i założyła kask. Nie raz po zawodach lądowała w szpitalu, najczęściej z jakimiś złamaniami spowodowanymi przed wypadek na trasie. Mimo to, to lubiła najbardziej. Z czasem było jednak coraz gorzej. Mając zaledwie 19 lat, była czasem bardziej bliska śmierci niż nie jeden starzec, a jednak dawała radę a robiła to dla swojej matki, która od nie dawna nie żyje.
- 3....2....1.....START !!- zaraz po wymówieniu tych słów przez spikera, było słychać tylko pisk opon i ryk silników. Alex jak zwykle, na początku była w środku stawki. Jedyna miała bardzo wyróżniający się samochód.
Trasa z każdym kilometrem była coraz bardziej wymagająca. Nie było to tak jak na prawdziwym torze wyścigowym,a jednak sprawiało więcej wrażeń i było o wiele bardziej niebezpieczne. Z czasem dziewczyna wyszła na prowadzenie, w sumie nie z czasem, bo już po 10 kilometrze miała bardzo dużo przewagę. Z każdą sekundą nabierała coraz większej prędkości, ale to właśnie sprawiało że czuła się wolna. Nie ważne w sumie, jak to wyglądało z zewnątrz, liczył się tylko fakt, że była najlepsza. Dobrze o tym wiedziała, że już osiągnęła wielki sukces, a jednak nadal nie chciała w to wierzyć. Słowa jakie dostawała nieustannie od Jessici czy od któregoś ze sponsorów, zawsze sprawiały że czuła się doceniana, ale brakowało jej bliskości i rodziny, której od dawna już nie miała.
Nie wiele zajął jej wyścig, bo już zaledwie po 20 minutach była na mecie, w niesamowitym miejscu jakim był stadion w Dortmundzie.
- NASZA MISTRZYNI ZNOWU NAJLEPSZA ! - nie rozumiała słowa nasza, bo przecież nie była stąd. Mimo mieszkania samej w Ameryce, to tam był jej prawdziwy dom.
Ceremonia była zawsze taka sama, wręczenia nagród, tak samo statuetek jak i nagród pieniężnych od sponsorów, potem oblewanie się szampanem a na końcu chwila dla fotoreporterów.
*****
Spacer po Dortmundzie wydawał się czymś zwykłym, jak na tak trudny dzień. Zawsze wolała przejść się sama niż imprezować z innymi. Cała jej ekipa, razem z Jessicą postanowiła pójść się zabawić. Nie znała tego miasta i wcale nie chciała go poznawać. Ludzie wszędzie są tacy sami, niby mówią w różnych językach, jedzą różne rzeczy ale zawsze są tacy sami.
Szła środkiem ulicy, jak gdyby nigdy nic. Nie bała się samochodów, ona i auta pracowały podobnie. Wolała być szybka i wolna, jak na dobrą sprawę każdy sportowy samochód. Zaszła w dzielnicę w której nie było ani jednej żywej duszy. Szła tak prosto, aż doszła do jakiegoś baru, restauracji. Weszła do środka. Niby nic zwykłego, masa ludzi oglądających dzisiejszego wyścigi. O dziwo było o niej głośno. Jakaś reporterka zrobiła o niej reportaż. Nie miała czasu na telewizje, była bardzo zapracowaną osobą. Usiadła przy pustym stoliku obok okna. Wsłuchiwała się w głosy osób, które wypowiadały się na jej temat.
- Niesamowita dziewczyna.- usłyszała słowa kobiety przy ladzie.
- Nie prawda. Zwykła, normalna. Taki babochłop.- jeden facet, pijący chyba już 20 piwo zaczął wypowiadać się na jej temat. - Zwykła laska skrzywdzona przez los. Musiała pewnie biedna zarabiać jako dziwka i po prostu przy okazji nauczyła się jeździć.
- Zamknij się pan lepiej.- barmanka zabrała mu piwo i podała świstek.
- Co to jest ?!- krzyknął w jej kierunku, ledwie stojąc na nogach.
- Rachunek palancie. Jak nie zapłacisz to wezwę policje.- jej głos był tak bardzo stanowczy.
- I tylko dlatego że wypowiedziałem się na temat jakiejś zdziry...- powiedział plując w około.
- Ja ci dam zdziry debilu.- krzyknął mężczyzna siedzący obok.- To moja córka, kretynie.
Słysząc to Alex zamarła. Jeszcze bardziej nałożyła kaptur na głowę i zbliżyła się do mężczyzny, który w tym momencie moczymordzie rozbijał kufel na głowie.
- Skąd miałem wiedzieć że to twoja córka ?!- wykrzyczał mężczyzna, próbujący się bronić przed uderzeniem.
- Nie masz prawa wypowiadać się na jej temat.- powiedział zaciskając zęby jeszcze bardziej.
Alex przyglądała się całej sytuacji, a gdy facet który podawał się za jej ojca, postanowił opuścić bar, ta poszła za nim. Nie myślała że to mógłby być jej ojciec. Nawet przez momencik nie pomyślała że to może być prawda. Mężczyzna szedł tak długo aż dotarł na stadion na którym odbywał się dzisiaj wyścig. Szła cały czas za nim, co jakiś czas robiąc przerwy by nie zauważył że ktoś go śledzi. Zamiast mety, która dzisiaj była na głównej płycie, było tam boisko. Widziała grupę facetów mających za pewnie trening. Mężczyzna usiadł na trybunach i zaczął oglądać młodych facetów. Alex usiadła na końcu jednej z trybun i zaczęła przyglądać się facetowi. Próbowała sobie przypomnieć jej ojca. Widziała go, ale tak jakby przez mgłę. Po 4 latach miała go w końcu odzyskać? Myślała że to kłamstwo, a tak naprawdę to była prawda.
Trening w końcu dobiegł końca. Schowała się za filarem, stojącym u góry schodów i czekała aż mężczyzna wstanie i zacznie wychodzić ale on tego nie robił. Siedział dalej w tym samym miejscu, tak jakby na coś czekał.
- Cześć Tato.- usłyszała chłopaka podchodzącego do mężczyzny który jeszcze kilka minut temu, powiedział w barze że ona jest jego córką.
- Marco myślałem że stać cię na więcej.- jego głos był oschły.
- Przecież się starałem.- krzyknął na tyle głośno, że spokojnie go usłyszała.
- Widocznie nie wystarczająco. - wyparował.
- Nigdy ci się nie podoba jak gram. Niszczysz moje zaangażowanie. Niszczysz moja psychikę. Niszczysz mnie. - powiedział ze łzami w oczach.- Nie jestem nią. Nie jestem tak idealny jak twoja córka.
- Masz rację. Ona jest kimś lepszym. Potrafi walczyć, a to jest to czego ty nie potrafisz.- powiedział nie martwiąc się uczuciami, chyba starszego syna.
- A wiesz kto nauczył mnie walczyć ?! - wykrzyknęła stając na środku, tak by ją dobrze widzieli obaj mężczyźni. Wiedziała że nie wytrzyma dłużej w ukryciu. Bolało ją to, że krzyczał na kogoś porównując ją z kimś, a tak naprawdę jej nie znał.
- Aleksandra ?!- krzyknął z niedowierzaniem.
- Wiesz kto nauczył mnie walczyć ?!- powtórzyła jeszcze głośniej.
- Alex ?!- nie dowierzał własnym oczom.
- Wiesz ?!- patrzyła na niego ze łzami w oczach.- Brak ojca który przez tak długi czas, był mi jedyną bliską osobą. A potem brak matki. Zostałam sama, mieszkanie z tymi wszystkimi ciotkami nauczyło mnie walczyć. Radzenie sobie samej, pomogło mi zrozumieć jaki ten świat jest pojebany. Co ty możesz wiedzieć o walce, nieudaczniku. Jesteś nikim, zwłaszcza dla mnie i tak samo byłeś nikim dla umierającej mamy. Obie podczas jej choroby cię nienawidziłyśmy i tak jest o teraz. Zawsze byłeś i jesteś nikim. Nie masz nikogo, a traktując go w taki sposób....- przerwała wskazując na blondyna który patrzył w jej stronę.- Stracisz i jego. Nie potrafisz żyć wśród ludzi którym an tobie zależy. Zależy ci tylko na sobie samym i za to tracisz bliskie czy osoby, a raczej je odrzucasz. Nie masz prawa nikomu mówić że jestem twoją córką, bo ja nie mam ojca. Umarł dla mnie gdy miałam 8 lat. - wypowiadając te ostatnie słowa, ruszyła w kierunku wyjścia. Słyszała jeszcze przez chwilę krzyki, a raczej jedno słowo...jej imię.
*****
Przykryła się koce i próbowała płakać w poduszkę. Nie mogła nad sobą zapanować. Obróciła się na lewy bok i patrzyła na zdjęcie swojej mamy. Wzięła je do ręki, próbując sobie ją przypomnieć, jaka była, jak bardzo ją kochała, jak się razem dogadywały po odejściu ojca. Przypominała sobie spędzone razem chwile i wspólne wyjazdy.
- Kocham Cię Mamo.- spojrzała ku górze z nadzieją że jej duch nad nią czuwa.
Znowu przyłożyła głowę do poduszki, ale nie mogła zasnąć. Założyła sweter leżący przy łóżku i przykryła się kocem. Zastanawiała się nad sytuacją której dzisiaj doświadczyła na stadionie.
-Jak on mógł porównywać mnie do niego?- zapytała. - Przecież to nie logiczne.....
Z myśli wyrwało ją pukanie do drzwi, miała nadzieję, że to jej przyjaciółka ale był o ktoś inny.
- Słucham?- zapytała otwierając drzwi autobusu.
- Aleksandra Johnson? - chłopak był nie pewny wypowiadanych przez siebie słów.
- Powiedział ci to napis na autokarze czy na drzwiach ?- spojrzała na niego drwiąco.
- Przeszkadzam?- zignorował jej wcześniejszą wypowiedź.
- Znamy się w ogóle ? - spojrzała na niego bardziej dociekliwie.
- Marco Reus.- powiedział podając jej dłoń.
- Aleksandra Jahnson. Ale dla znajomych Alex.- odwzajemniła gest.
- Przeszkadzam ci w czymś ? - spojrzał na nią pierwszy raz od początku rozmowy.
- Jestem sama. W czym mogę ci pomóc?- zapytała odkrywając wejście do autobusu.
- Chciałem porozmawiać. - zaczął.
- A mamy w ogóle o czym ? - spojrzała na niego po czym weszła w głąb korytarza.
- Niestety chyba tak. Przyszedłem tu w sprawie Erica.- powiedziała a ta spojrzała na niego nerwowo.
- Nie jest to temat w którym lubię się zagłębiać.- odpowiedziała i usiadła na długiej kanapie, po czym nalała sobie do szklanki stojącej na stole lemoniadę.
- Jesteś jego córką prawda?- zajął miejsce obok niej, a ta nie pytając o zgodę jemu również nalała napoju stojącego na stole.
- Ja nie mam ojca. Ja słyszałeś, umarł dla mnie gdy miałam 8 lat. - odpowiedziała po czym podparła swoją głowę o kolana. - Za to ty jesteś jego synem......
- Przybranym.- wtrącił blondyn.
- Jak to przybranym? Nie rozumiem.- jej mina wyglądała na zaskoczoną.
- Gdy umarł mój ojciec 10 lat temu, Eric przyjął mnie i zaczął traktować jak syna. Był najlepszym przyjacielem mojego ojca, i przed śmiercią przysiągł że się mną zaopiekuje, że nauczy mnie jak dorastać,jak być mężczyzną i sprawi że będę jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Bycie najlepszym piłkarzem, zawsze było marzeniem mojego ojca, a teraz to moja rola. Nie wiedziałem że Eric miał córkę, dowiedziałem się o tym dopiero wtedy jak stało się o tobie głośno.- jego głos coraz bardziej cichł, a w oczach pojawiały się malutkie kropelki.
- Nie jestem zła na ciebie, tylko na niego. To nie jest twoja wina, jest jaki jest. Dla mnie stał się nikim a dla ciebie jest bardzo bliską osobą. Gratuluję ci tego. - zdołała się uśmiechnąć w kierunku chłopaka.
- Nie ma czego gratulować. Czasami zachowuje się tak jakby nie nienawidził.- spojrzał na nią.
- Nie tylko ty tak masz. Jednak zazdroszczę ci....
- Czego ?
- Tego że masz kogoś kto cię wspiera. Ja muszę radzić sobie sama.
- Dziwne.
- Co ??
- Poznałem cię dzisiaj, a mam wrażenie jakbym znał cię od zawsze....- spojrzał na nią jeszcze raz.
- Przeczytałeś to na pudełku od płatek śniadaniowych ? - zapytała, wybuchając śmiechem.
- Możliwe.- zrobił dokładnie to samo co ona.
- Dziękuję. - przybliżyła się do niego i uścisnęła mu dłoń.
- Ale za co ?- zaskoczenie było tak strasznie widoczne na jego twarzy.
- Za to że przyszedłeś. Co prawda, nie chciałam z tobą rozmawiać na początku, ale teraz....Wiem rzeczy o których wcześniej nie miałam pojęcia. - wstała i oparła się o kuchenny blat. - Nie chciałam wcześniej rozmawiać o ojcu, bo sadziłam że zostawił nas dla jakiejś kochanki. W sumie co lepszego mogła wymyślić 10 letnia dziewczynka.
- Masz racje. Jakbyś chciała porozmawiać o nim jeszcze to zadzwoń.- powiedział podając jej kartkę na której był napisany jego numer telefonu.
- Idziesz już ? - zapytała patrząc na niego.
- Kiedyś do domu trzeba wrócić. Ale bardzo miło mi tu było. Ile będziesz jeszcze w Dortmundzie ?
- Jaki tydzień, góra półtora, za dwa tygodnie kolejny wyścig.- spojrzała na kalendarz wiszący na lodówce.
- Gdzie masz teraz wyścig ? - siedział cały czas w tym samym miejscu nie ruszając się.
- W Kopenhadze a następny w Paryżu, a jeszcze następny chyba w Monte Carlo. - mina jej zrzedła.
- Fajnie masz. - stwierdził, po czym wstał i poszedł w kierunku gablotki z pucharami.
- Co w tym fajnego ? Nie mam normalnego życia, non stop jestem w trasie. Nie mam nawet czasu by pójść do kina czy pojechać na wakacje. Niby fajnie jest zjeździć cały świat, ale samemu to nie taka fajna sprawa....Ale pucharki są fajne.- po ostatnim zdaniu po raz kolejny tego wieczoru wybuchła śmiechem. Humor miała coraz lepszy pomimo dzisiejszych wydarzeń.
- To prawda.- ruszył w kierunku wyjścia.- Będę już leciał.
- Odwiozę cię.- wyskoczyła nagle.
- Mam swój samochód.- puścił do niej oczko.
- Jeśli jest to Lykan Hypersport to się nie obrażę.- uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Czy ja ci wyglądam na arabskiego szejka ? - zapytał zatrzymując się, a ta na niego wpadła.
- Jakbyś miał brodę i Galabije to tak.- walnęła go w ramię.
- No dzięki. - ruszył w kierunku samochodu.
Zobaczyła czarne Ferrari F12 stojące obok jej Chevroleta Camaro.
- Ejjjj....- zdołała wydobyć z siebie tylko taki dźwięk.
- Hmmmm...- wiedział o co chce zapytać.
- Nie dasz mi się nim przejechać prawda ?- zapytała wskazując na samochód.
- Ale przecież nie jest to samochód arabskiego szejka...- powiedział przypominając jej wcześniejsze słowa.
- Żartowałam przecież.- podbiegła i usiadła na miejscu kierowcy. - Mogę ?
- Przy okazji poznasz trochę Dortmund.- wyminął auto i usiadł na miejscu pasażera.
- To gdzie jedziemy ? - zapytała, biorąc od niego kluczyki.
- To może ja poprowadzę....- zaproponował.
- W sumie masz rację.
- To daj się zamienimy.- jego uśmiech z każdą chwila podobał jej się coraz bardziej.
W końcu ruszyli w drogę, Marco opowiadał jej o wszystkim, o mieście, o klubie, a nawet o ojcu.
-......Czasami myślałem że nie chce tu być, że czegoś mu brakuje. Dopiero z czasem domyśliłem się że chodzi o ciebie.- jego wzrok utknął na jej osobie.
- Marco..ja...nie potrafię mu wybaczyć. Na razie nie chce się z nim kontaktować, muszę to wszystko przemyśleć.- starała się uniknąć jego wzroku.
- Też bym tak zrobił na twoim miejscu.- rozumiał co teraz robiła, co czuła.
- Mam do ciebie mówić braciszku ?- wyrwała nagle.
- Nie. Przecież nie jesteśmy rodzeństwem. Nawet nie jesteśmy spokrewnieni.- wyparował.
- Na dobrą sprawę, to nawet moglibyśmy ze sobą chodzić.- dopiero po wypowiedzeniu tych słów, przemyślała co powiedziała.- Znaczy......chciałam powiedzieć....kurde.
- Spokojnie. Przecież nie wziąłem tego na serio. Jesteś ładna, ale nie pasujemy do siebie.- odparł a jej zrobiło się przykro.
- Dobra. Ja chyba już muszę wracać do autobusu.- jej głos nie stał się już tak melodyjny i radosny jak wcześniej.
- Odwiozę cię.- Marco zakręcił w jakąś uliczkę.
Jechali teraz w kompletnej ciszy, jedyne co był słychać w samochodzie o piosenki które leciały w radiu. Minęło kilka minut, a ona już była przy swoim autobusie.
- Dziękuję za miło spędzony wieczór.- otworzyła drzwi i opuściła samochód.
- Mam nadzieję że się jeszcze spotkamy.- powiedział, otwierając szybę samochodu.
- Jeszcze raz dzięki za wszystko.- odmachnęła mu ręką i znikła mu z oczu, wchodząc do swojego domu na kółkach.
C.D.N
Ah... Ten ojciec to naprawdę jakiś bezuczuciowy człowiek... :( Ale chociaż dobrze się zachował rozbijając kufel na głowie tamtego bezmózgowca.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Alex ma wsparcie w postaci Marco, a on w niej. Zapewne będą wspaniałymi przyjaciółmi :>
Dziękuję za dedykację kochana :*
Rozdział genialny i czekam z niecierpliwością na kolejny :3
swietny jak zawsze :*
OdpowiedzUsuńJak miło mi to słyszeć :)) <3
Usuńjejciu mam nadzieje ze nie zostawiasz tego bloga? tak uwielbiam twoje opowiadania ze jestem okropnie zniecierpliwiona kiedy pojawia sie kolejna czesc z marco mija miesiac ale mysle ze warto zaczekac z fajnym rozdzialem ;]
OdpowiedzUsuń